Pomimo, że jestem chora, udało mi się pójść dziś do szkoły na 8 godzin. Uau, nie wiem jak to się stało. Na pierwszych dwóch godzinach miałam niemiecki. Oczywiście to, że jestem chora, nie oznacza, że nie mam schiz. A że klasa, w której miałam lekcje jest niemiecko-rosyjska, zaraz wpadłam na świetny pomysł. Na ścianach wiszą bowiem różnego rodzaju kolorowe, (to chyba normalne, że kolorowe, wszystko co rosyjskie i z Rosji jest kolorowe, przynajmniej według Wiery), rosyjskie tablice ze śmiesznym, hipsterskim pismem. No to sobie otworzyłam zeszyt od niemieckiego na ostatniej stronie i zamiast przepisywać jakieś "Hende hoch! Schneller, schneller!", to przepisywałam rosyjskie słowa nie mając nawet pojęcia jak się je czyta i co oznaczają. No i do tej pory nie wiem. Nie znam liter, ani nic. Może Wiera będzie wiedziała. ;__;
W każdym bądź razie zapisałam na końcu wyrazy, które "po polsku", patrząc na podobieństwo liter, można przeczytać tak:
Oh, oha, oho, ksozem, cmapbuji, doibmou, egume, oja, yrihe, zeu, cecmpa.
Schiza. ;__; Te pierwsze "oh, oha, oho" to może jest "on, ona i ono". Tak mi się zdaje i tylko te rozszyfrowałam (powiedzmy). Ale reszta jest bardzo dziwna. Teraz mi w głowie wirują te wyrazy. ;__;
I są kolorowe na dodatek i pachną rosyjskim namiotem Wiery. ;__;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz