poniedziałek, 11 marca 2013

# 120. Śmierdzący czajnik

Robiłam niedawno tosty i wiecie co? Nie było gazu. Więc mój tata postanowił go zamówić. Co nie zmienia faktu, że nie miałam jak zagotować herbaty, ale dzień wcześniej babcia przyniosła nam czajnik taki biały z plastiku. No a ja nie umiem na nim gotować wody. <ciota> No i się pytam taty, jak się gotuje wodę w tym czajniku i ile czasu to potrwa. A on, że to ma taki bajer, że się wyłącza samo. A ja łaaaaa. No ale 
i tak nie umiałam. ;__; Bo skąd miałam wiedzieć, ile tam wlać wody i tam jest jakiś filtr jeszcze, wut? No i to jest skomplikowane. Więc w końcu wyszło tak, że mój tata zagotował tą wodę. No i dobra, woda się zagotowała, to już powiedziałam, że sobie sama zaleję. Otwieram tą pokrywkę od czajnika i wiecie co? JAK ZAŚMIERDZIAŁO! Oesu. Normalnie tak śmierdziało, takim... no dziwym czymś, nawet nie umiem tego nazwać! Oesu, jak śmierdziało! Byście byli tu ze mną, to byście to poczuli! No tak zaśmierdziało! Takim plastikiem jakimś, ja dzieee! Jak zalewałam herbatę, to myślałam, że się normalnie porzygam! Tak śmierdziało! 

I jaki z tego morał? W plastikowym czajniku nie gotuj herbaty, bo zaśmierdzi Ci się cała kuchnia nie na raty. ;___;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz